Jednym z ważniejszych elementów globalnej ekspansji Delty jest kontynent południowoamerykański. Co raz to uruchamiają nowe połączenie z jakimś państwem tam zlokalizowanym. 1 listopada 2000 Delta uruchomiła połączenie z Santiago de Chile. Jednym z ważniejszych dla nas atutów tego połączenia jest to, że lot do Santiago odbywa się bezpośrednio z Atlanty.
Rynek jednak nie przyjął tej inicjatywy entuzjastycznie, zwłaszcza, gdy okazało się, że najtańszy bilet na tej tasie wyceniono na około $700.00. Wraz z rynkiem również i my odnieśliśmy się do tej propozycji chłodno (znam lepsze sposoby wydania siedmiuset dolarów).
Data rozpoczęcia połączenia zbliżała się nieuchronnie, a samolot nadal świecił pustkami. A tu tymczasem impreza inauguracyjna przygotowana, zaproszono ambasadora chilijskiego w USA, polinezyjskie tancerki brzucha oraz wierchuszkę Delty - nie można było dopuścić do braku frekwencji. Z tego zapewne powodu na 10 dni przed 1 listopada zapowiedziano ofertę specjalną - Santiago de Chile za $319.00 w obie strony. Co prawda podano, że to z powodu lotu inauguracyjnego ta obniżka, ale ja im nie wierzę. Gdyby rzeczywiście było to z powodu lotu inauguracyjnego, to by to ogłosili miesiąc wcześniej (a nie dziesięć dni).
Decyzję podjęliśmy bardzo szybko. W 10 minut mieliśmy już kupione bilety. W pracy udało się nam jeszcze namówić Grześka Aksamita i Douga Farmera (zwanego potocznie psem ogrodnika) na tę wycieczkę. 1 listopada, w środę późnym wieczorem (samolot odlatywał o 22.00) zjawiliśmy się na lotnisku w Atlancie, by stać się uczestnikami imprezy inauguracyjnej.
Ze względu na krótki czas, który mieliśmy do dyspozycji w Chile (tylko cztery dni) wybraliśmy do zwiedzania region stołeczny. Ze względu na astronomiczną długość tego kraju nie było sensu podczas tej wycieczki zapuszczać się np. do Patagonii.
Zapraszam do oglądania zdjęć!