Santiago de Chile

Ostatni dzień naszej wycieczki do Chile spędziliśmy w stolicy. Przestrzegano nas, co prawda, przed jazdą po Santiago samochodem, ale udało się nam szczęśliwie i bez przygód dojechać do hotelu w samym centrum miasta, a potem dotrzeć na lotnisko. Uwaga techniczna: jeśli pożyczacie auto na lotnisku w Santiago, kupcie od razu pełen bak paliwa od firmy wynajmującej. Znalezienie stacji benzynowej w drodze na lotnisko graniczy z cudem, a nieomalże niemożliwe jest znalezienie stacji przyjmującej karty kredytowe. Najbliższa stacja przyjmująca karty znajduje się na drodze do Valparaiso, 19 kilometrów od lotniska.

Plaza de Constitucion. Na pierwszym planie pomnik Salvadora Allende, demokratycznie wybranego prezydenta Chile, którego obalił (i usunął) za amerykańskie pieniądze (niech żyje demokracja!) w roku 1973 gen. Augusto Pinochet.
Plaza de las Armas. Co przedstawia sobą ta dziwna rzeźba nie jestem w stanie Wam powiedzieć...
Budynek poczty (żółty), katedra (na wprost) w stylu kolonialnym mieszają się z nowoczesną fasadą budynku Bancomeru.
Plaza Mulato Gil de Castro.
El Caballo, czyli koń jaki jest, każdy widzi.
Wnętrze katedry przy Plaza de las Armas.
Ach ten Internet. Wdziera się wszędzie, nawet do Chile.
Pożegnalne zdjęcie całej naszej wycieczki na Placu Broni (Plaza de las Armas). Od lewej stoją Grześ Aksamit, Ada Majorek (wraz ze swoim zaklinaczem deszczu), autor niniejszego skryptu (Mirek Majorek) oraz Doug Farmer.

Powrót do strony głównej.