Oto obiecany ciąg dalszy samolotowego dreszczowca. Wyruszyliśmy w piątek, 19 maja
2000, uzbrojeni w bilety do Great Falls (Montana) z Atlanty z przesiadką w Salt
Lake City (tam, gdzie odbywać się będzie zimowa olimpiada w 2002 roku).
Na lotnisku w Atlancie dowiedzieliśmy się, że nasz samolot się... zepsuł, a
następnego (wg. rozkładu) nie ma. Delta stanęła jednak na wysokości zadania i
podstawiła samolot zastępczy, ale tenże samolot w momencie, gdy okazało się, że
nasz jest zepsuty - był jeszcze w Orlando na Florydzie. Mieliśmy odlecieć z
dwu-i-pół godzinnym opóźnieniem. Oczywiście, dzięki temu nasze połączenie do Great
Falls przestawało istnieć (ostatni samolot do Great Falls to był ten, na który
mieliśmy zarezerwowane miejsca). Delta zapewniła nam nocleg w Salt Lake City, w
całkiem przyzwoitym hotelu (Sheraton - ale żurku nie mieli).
Przed wylotem z Atlanty jeszcze okazało się, że miejsc do Great Falls w samolocie
odlatującym o 10:30 z Salt Lake City to nie ma. Powodowany genialnym pomysłem
(skoro z ich winy nie zdążyliśmy na samolot do Great Falls, to niech nas teraz
umieszczą w samolocie do Calgary, bo tam były wolne miejsca) zażądałem zmiany
rezerwacji na Calgary. Za pierwszym podejściem się nie udało (panienka stwierdziła,
że możemy polecieć TAM, ale z powrotem musimy lecieć z Great Falls), ale niezrażony
chwilową porażką poszedłem do pana, który wyglądał ważniej od rzeczonej panienki i
tym razem dostałem to, co chciałem. Po noclegu w Salt Lake City następnego dnia (w
sobotę) o ósmej rano mieliśmy odlatywać do Calgary.
Zapewne teraz zastanawiacie się, skąd wzięły się zdjęcia z Salt Lake City i okolic. Otóż okazało się, że to nie koniec naszych samolotowych przygód. O szóstej rano budzi nas telefon (jesteśmy szczerze zdziwieni - przecież nikt nie wie, że tu jesteśmy - ten nocleg był zupełnie nieplanowany). Okazuje się, że dzwoni Delta, ażeby nas bardzo przeprosić, ponieważ samolot z Salt Lake City do Calgary nie poleci z przyczyn technicznych. Następny natomiast odlatuje o 14:30. Cóż było robić - wynajęliśmy samochód ze szczerym zamiarem pojeżdżenia po okolicy w celu zabicia czasu (osiem godzin czekania na lotnisku nam się nie uśmiechało).
Na początek wybraliśmy się nad Wielkie Jezioro Słone, które, jak sama nazwa wskazuje, jest wielkie i słone. Ada nie omieszkała sprawdzić, czy rzeczywiście jezioro jest słone. Czy jest wielkie, nie sprawdzała - z mapy wynikało, że jest wielkie.
Znaleźliśmy również przystań jachtową, ale nie udało nam się wyczarterować łódki.
Salt Lake City jest bardzo ładnym i zadbanym miastem. Panuje tam porządek, a ulicami jeżdżą tramwaje.