Po tej wspaniałej jaskini, w której wszystkie ładne skałki były opisane
i podświetlone naturalnym światłem elektrycznym, żeby przypadkiem Amerykanie
ich nie przegapili, oprowadzał nas przewodnik, którego możecie podziwiać
na zdjęciu poniżej:
Pan półprzewodnik czytał napisy dla tych Amerykanów, którzy nie umieją
czytać.
Ładne formacje skalne starałem się ująć na poniższym zdjęciu:
Na końcu liczącego 800 metrów podziemnego szlaku zostaliśmy zaproszeni
do ciemnego pomieszczenia. Już myślałem, że będą dawać kijem baseballowym
po głowie, gdy tymczasem przy akompaniamencie V Symfonii Beethovena (moim
zdaniem lepsze byłoby "Also Sprach Zarathustra" Straussa Seniora)
oczom naszym ukazał się (również wspaniale oświetlony naturalnym światłem
elektrycznym) siurek, którego nie powstydziła by się małej wielkości pęknięta
rura wodociągowa w mieszkaniu spółdzielczym za czasów realnego socjalizmu
Gomułki, gdy woda była na kartki, co przedstawia następne zdjęcie:
Wracając zauważyłem ładne stalaktyty:
Okazało się, że nawet w jaskini znajduje się podziemne jezioro! Co prawda,
było ono wielkości średniej kałuży, ale zawsze to podziemne jezioro:
Jedynym naprawdę ładnym widokiem, którym Ruby Falls może się pochwalić,
to widok z wieży obserwacyjnej zbudowanej nad szybem, którym zjeżdżało
się do tych wspaniałych podziemi.
Konkluzja: jeśli to, co widzieliśmy, było ładne, to Wieliczka jest najpiękniejsza
we Wszechświecie.
Spakowaliśmy się do auta i pojechaliśmy do Chattanooga
Aquarium.