Majorki uczestniczą w bitwie morskiej

W weekend trzeba coś robić, więc Majorki wybrały się na podbój Północnej Karoliny. Wczesnym rankiem, 25 kwietnia wyjechaliśmy z Norcross by trzy godziny później dotrzeć do miasteczka Asheville (w Górach Dymnych - Smoky Mountains) w Północnej Karolinie, gdzie miała rozegrać się prawdziwa bitwa morska.
 
Przygotowania do bitwy w toku. Statki były replikami rzeczywistych statków z czasów Drugiej Wojny Światowej. Każdy ze statków-modeli wyposażony był w silnik napędzający, ster, radio do zdalnego sterowania oraz... armaty(!) Armaty zbudowane były z rurek metalowych, do których wsypane zostały wytoczone z brązu kulki (śrut). Siłę odrzutu zapewniały kulkom miniaturowe zbiorniki ze sprężonym powietrzem, również zdalnie sterowane.
Każdy uczestnik bitwy (biernie się przyglądający, czy też zdalnie sterujący statkiem) obowiązany był nosić twarzowe gogle ochronne, na wypadek gdyby któryś śrut przez przypadek zamiast w inny statek trafił w oko amatorowi bitew.
Ostatnie próby przed zawodami.
Łoś i Ada bacznie obserwują ostatnie przygotowania.
Bitwa w toku! Cała naprzód!
Trzech na jednego nie jest zbyt spawiedliwie.
Po bitwie ocenia się straty. Akurat w tej rundzie nikt nie został zatopiony. W takim wypadku liczy się ilość trafień poniżej linii wodnej, na linii wodnej oraz powyżej linii wodnej, sumuje się owe wartości dla zespołów i na tej podstawie orzeka o wygranej lub przegranej.
Całość bitwy rozegrała się na tym malowniczym jeziorku.
Po oglądnięciu dwóch rund stwierdziliśmy, że wystarczy tego dobrego i poprzez Smoky Mountains pojechaliśmy zwiedzać Biltmore Estate.