Wyprawa do Meksyku
Zaczęło się, jak to zwykle, od tzw. długiego weekendu. Tym razem
najdłuższego długiego weekendu w USA, czyli Święta Indyków, Dziękczynienia
i czegoś tam jeszcze, czyli Thanksgiving. Święto to zwyczajowo przypada
w czwartek, a piątek bezpośredno po Święcie Dziękczynienia również jest
dniem wolnym od pracy. Dla amerykanów Thanksgiving jest ważniejszym
świętem od Bożego Narodzenia; jest po prostu najważniejszym świętem w roku
- the most travelled holiday of the year - świętem o największym natężeniu
ruchu turystycznego w roku. Każdy porządny amerykanin jedzie do rodziny
i wżera indyka. Scenariusz jest mniej-więcej taki sam, jak w Polsce przed
Wigilią. Najpierw nerwowe przygotowania, potem wżeranie do nieprzytomności,
potem spanko, a następnego dnia po dopchaniu się resztkami z dnia poprzedniego
amerykanie ruszają na zakupy - zwyczajowo piątek po Thanksgiving
jest początkiem przedbożonarodzeniowych wyprzedaży. Jest to jedyny dzień
w roku, gdy korki nie tworzą się na autostradach, tylko przy dojazdach
do wielkich cetrów handlowych (shopping malls). Ponieważ nie jesteśmy porządnymi
amerykanami (nieporządnymi również), to stwierdziliśmy, że najlepiej wykorzystać
cztery dni wolne na wycieczkę za granicę - do Meksyku. Wybór nasz padł
na półwysep Yucatan. Lecieliśmy z Atlanty przez Ciudad de Mexico do Meridy,
a powrót mieliśmy z Cancun również przez Meksyk. A oto mapka naszej podróży:
Do Meridy przylecieliśmy poźnym wieczorem w środę, 25 listopada 1998.
Następnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę autobusową po ruinach miast
Majów. Wycieczka zawierała następujące zabytki (w kolejności odwiedzania):
-
Labna
-
Xlapak (X czyta się jak polskie "sz",
czyli te ruiny nazywają się "Szlapak". Akcent pada na ostatnią sylabę.)
-
Sayil
-
Kabah
-
Uxmal (czytaj "uszmal") - punkt kulminacyjny,
stolica Wielkiego Państwa Majów
Autobus przyjechał z powrotem około godziny 16, więc wybraliśmy się jeszcze
na zwiedzanie Meridy.
Następnego dnia wyjechaliśmy autobusem do najlepiej zachowanych ruin
na Yucatanie, miejscowości większej od Uxmal,
ale Uxmal podległej - Chichen
Itza. Zwiedzanie Chichen Itza zajęło
nam cały dzionek, który zakończyliśmy w odległej o 50 km miejscowości Valladolid.
28 listopada, po nocy w Valladolid wyruszyliśmy
do Cancun, które okazało się nieciekawe - po prostu wioska rybacka przerobiona
na kurort dla amerykanów. Za namową naszego przewodnika (książki) udaliśmy
się wodolotem na okoliczną wyspę (na Atlantyku) zwaną obiecująco Isla
Mujeres (wyspa kobiet). Nie zanotowaliśmy znaczącej przewagi kobiet
na tejże wyspie, natomiast zdecydowanie podobała się nam panująca tam temperatura
powietrza (27 stopni Celsjusza) i wody (19 stopni Celsjusza). Następnego
dnia (29 listopada, w urodziny Ady) udaliśmy się z powrotem do Cancun (przez
Puerto Juarez), dotarliśmy na lotnisko i bez przeszkód wróciliśmy do Atlanty.
Powrót do strony głównej kończy naszą wycieczkę
do Meksyku.