Majorki w Alpach Amerykańskich

Usłyszeliśmy, że jakieś sto kilometrów na północ od Atlanty znaleźć można kawałek Europy w USA, toteż czym prędzej tam pospieszyliśmy podziwiać te cuda. Helen jest miasteczkiem położonym u podnóża Apallachów, przez które przechodzi szlak komunikacyjny w postaci drogi (nie autostrady) międzystanowej do Północnej Karoliny. W 1972 roku rada tego miasta ustaliła, że coś trzeba zrobić, aby zachęcić rzesze ludzi przejeżdżających tylko przez miasteczko do zatrzymania się. Burmistrz Helen podczas służby wojskowej stacjonował w bliżej nieokreślonej, bawarskiej miejscowości, toteż zaproponował, aby fasady domów odmalować (tak, to prawda - pruski mur jest albo z plastiku, albo z proszku, albo pomalowany!!) w stylu bawarskim, tyrolskim, czy po prostu tak, jak to sie amerykanom wydawało, że jest po bawarsku lub po tyrolsku. Jak uradzili, tak zrobili, niestety z opłakanym skutkiem, ponieważ według mojej opinii obecne Helen wygląda jak skrzyżowanie Zakopanego, Cepelii i Wąchocka, nie obrażając Wąchocka oczywiście.
 
Na wycieczkę wybraliśmy się we trójkę: ja (Mirek), Ada oraz Maciek Starzyk, nasz współpracownik z Melity-Polska. Oto i on na zdjęciu obok, a w tle widok na magistrat.
Ada na tle typowo europejskiego widoku, tj. parkingu na 4000 samochodów w wiosce, w której jest 2000 mieszkańców. Ale górki na dalszym planie są ładne, no i oczywiście sama Ada również.
Tutaj właśnie możecie podziwiać NAMALOWANY pruski mur. Zauważcie proszę, że belki są... ŁUKOWATE!!! Z dziwnego gatunku drzewa zbudowano te domy...
A oto nieco zamazana panorama Krupówek, przepraszam, chciałem powiedzieć Alpenstrasse. Tak, tak, wszystkie ulice w Helen nazywają się cośtamstrasse.
Ada spotkała bardzo sympatycznego mieszkańca Helen - słomianego diabła.

Nie zabawiliśmy tam zbyt długo. Po stwierdzeniu faktów, niezbyt korzystnych dla amerykanów ustaliliśmy, iż spróbujemy przejść się jakimś szlakiem turystycznym w pobliskich Apallachach.