Kalifornia na przełomie roku

Jak zwykle, wycieczki, które odbywamy nie są szczególnie zaplanowane. Planowanie odbywa się w momencie, gdy jakaś linia lotnicza (najczęściej Delta, ponieważ obsługuje ponad 70% ruchu pasażerskiego lotniska Hartsfield w Atlancie) ogłasza, że wyprzedaje bilety na jakiejś interesującej nas trasie. Tak, oczywiście, było i tym razem. Za, jak się nam wtedy wydawało, niewielkie pieniądze polecieliśmy we czwórkę (ja, Ada, Łoś i Kasia) do Kalifornii. Wycieczka została zaplanowana na tydzień przed wylotem, który miał nastąpić w Sylwestra roku 1998 o godzinie 22. Ponieważ lądowanie samolotu wyznaczone bylo krótko po północy czasu kalifornijskiego, a co więcej, samolot przelatywał ponad trzema strefami czasowymi, była to unikalna okazja do spędzenia nie jednego szampańskiego Sylwestra, a trzech! Niestety, nasze nadzieje na szampańskiego Sylwestra zostały szybko rozwiane przez stewardessę Delty, która oświadczyła nam, że szampana to oni na pokładzie nie posiadają, ale może my kupić sobie wino. Niniejszym ostrzegam wszystkich potencjalych konsumentów czerwonego wina Delty, iż jest to koszmar równy chyba tylko spożyciu piwa Barbakan. Jak później sprawdziliśmy, jakość białego wina w Delcie nie odbiega od ogólnych norm uznanych za przyzwoite, więc białe wino możemy ze spokojem serca polecić do konsumpcji.
Oto plan naszej wycieczki:
Najpierw połaziliśmy po centrum San Francisco, mocno zdewastowanym po zabawach sylwestrowych. Ponieważ nie mieliśmy na tę noc zarezerwowanego hotelu stwierdziliśmy, iż pojedziemy na południe (w kierunku na Monterrey) i jak kierowcę zmorzy sen to zostanie on zmieniony. A oto poszczególne etapy wycieczki: Na tym zakończyliśmy naszą noworoczną wizytę w Kalifornii.
Powrót do strony głównej.