Zamiast jechać naokoło pojechaliśmy prostą drogą. Po drodze wypadła nam jednak podróż promem przez jezioro
Mead. Czasowo więc nie bardzo się to opłacało, ale za to odpoczęliśmy po bardzo intensywnym zwiedzaniu
parków narodowych w ciągu ostatnich paru dni. Wynajęliśmy sobie nawet Waverunnera, czyli skuter wodny
napędzany odrzutowo (pompa pompuje wodę, która wyrzucana jest potem przez dyszę z tyłu pojazdu). Ale dawaliśmy
czadu!
A oto chyba najsłynniejszy naturalny łuk świata - Delicate Arch, czyli po naszemu Delikatny Łuk.
Oto dowód, że Marta odwiedziła Delicate Arch.
To jest chyba miejsce, które spowoduje zawalenie się tego łuku. Przy obecnym tempie erozji stanie się to za jakieś 200-300 lat. Ach, te kwaśne deszcze...
Od lewej odpoczywają Ada, Marysia i Marta. A było od czego odpoczywać - temperatura dochodziła do 40
stopni Celsjusza. Trzy kilometry marszu dały się nam porządnie we znaki, a czeka nas jeszcze powrót do pozostawionego
w dolinie środka lokomocji z upragnioną klimatyzacją.
Niniejszym oświadczam, że od czasu do czasu również i ja potrzebuję czasem odpocząć :-)
Oto widok na Delicate Arch przez inny łuk naturalny (nie posiadający własnej nazwy).
Jeszcze jeden przykład tego, co w okolicy najsłynniejsze - Łuk Tunelowy, czyli Tunnel Arch
Park Narodowy Canyonlands. Widok z lotu ptaka. Jak się dobrze przyjrzycie, to zobaczycie kamienistą drogę
przejezdną tylko dla pojazdów z napędem na cztery koła. Droga ta prowadzi wgłąb parku narodowego. Obiecałem Adzie,
że się kiedyś nią przejedziemy.
Ada i Marysia w Parku Narodowym Canyonlands. Ale ciepło, nie?