Park Narodowy Denali

Muszę przyznać się, że byłem zdecydowanie negatywnie nastawiony do podróży po Parku Narodowym Denali, gdy dowiedziałem się, że trwać ona będzie jedenaście godzin, odbywać się będzie w gimbusie (podobno tak się nazywają po polsku[!!] autobusy, które dowożą dzieci do szkoły... nie wiem, czy to prawda, oby nie...) po zakurzonej, wyłożonej szutrem drodze. Pomyliłem się - wyszła z tego świetna przygoda, a wszystko dzięki kierowcy autobusu, który swoimi opowieściami sprawił, że jedenaście godzin podróży po zakurzonej drodze minęło jak biczem strzelił.

Oto autobus, którym udaliśmy się na podróż po Denali.
Widok z przełęczy Wielokolorowej (Polychrome Pass) na dolinę rzeki Teklanika. 47 mil wyboistej drogi za nami.
Widok ze schroniska Eielson (Eielson Visitor Center). To już 66 mil wgłąb parku!
Wreszcie dotarliśmy do końca naszej podróży (w jedną stronę). Osiemdziesiąta piąta mila na drodze wgłąb Denali. Miejsce to nazywa się Wonder Lake (Cudowne Jezioro). Może i byłoby cudowne, gdyby nie miliardy komarów. Przewodnik ostrzegał o zagrożeniu komarowym pierwszego stopnia na Alasce w ogóle, a w Denali w szególności, ale nie braliśmy tego poważnie. Wzięliśmy, co prawda, płyn przeciwkomarowy, ale niektóre komary-desperatki nawet na płyn nałożony potrójną warstwą nie zwracały uwagi. Brrr.
Piloci są ostrzegani na kursie pilotażu, że należy trzymać się z dala od chmur, ponieważ w chmurach lubią chować się góry. I rzeczywiście - Mount McKinley, najwyższa góra Ameryki Północnej, na chwilę wychynęła zza welonu chmur.

Powrót do strony głównej.